Dłuuuga znowu była przerwa na blogu, ale jestem strasznie zapracowana. 11 h dziennie, 6 dni w tygodniu, a po pracy dalsze urządzanie mieszkania. Jestem u kresu sił, ale też pełna nadziei, bo widać już koniec tej mieszkaniowej harówki.
No to dzisiaj sypialnia, ale zdjęcia są już trochę nieaktualne, po prostu zgubiłam kabel i nie mogę zgrać nowych :/ W rzeczywistości w oknie wiszą już firanki i zasłony, szafy pomału zapełniają się ubraniami zwożonymi po kilka sztuk. I nareszcie dowiozłam moją najulubieńszą kołdrę z wielbłąda, którą dostałam od Ukochanego.
Widok z "rzygownika" na ulicę. Trochę muszę się przyzwyczaić do odgłosów dużego miasta :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz